Advertisement
Menu
/ zonalmarking.net

Taktycznie: O zmianie podejścia do El Clásico

Analiza taktyczna pucharowego Klasyku

Ustawienie zespołów
Średnia pozycja w czasie meczu


Tydzień, który upłynął między dwoma ostatnimi środami, był najczarniejszym dla Barcelony od dłuższego czasu. Możliwe, że Katalończycy już teraz pogrzebali wszystkie pucharowe szanse, połowę zaś na pewno, bowiem bardzo wyraźnie przegrali u siebie z Realem w ramach rozgrywek o Puchar Króla.

Jordi Roura, jak to zwykle bywa w krajowych pucharach, zamiast na Victora Valdésa postawił na José Pinto w bramce. Pozostała część jedenastki całkowicie pokrywała się z tą wystawioną wcześniej przeciwko Milanowi. Zagrali zarówno Cesc Fábregas, jak i Andrés Iniesta, aby to mogło nastąpić, ten drugi musiał wystąpić na skrzydle. David Villa natomiast musiał czekać na swoją szansę na ławce rezerwowych i nie pomogła tutaj dobra postawa przeciwko Sevilli.

José Mourinho znowu musiał głowić się nad wyborem stoperów. Co prawda Pepe wrócił już po kontuzji, ale usiadł na ławce rezerwowych, w pierwszym składzie zaś wybiegli Rafaël Varane i Sergio Ramos. Jak się spodziewano znalazł się w nim także Gonzalo Higuaín.
Real był wyraźnie lepszy od Barcelony. Jego forma w defensywie była dobra, przełamania przy atakach rywali zaś konkretne i efektywne jak zawsze – te 3:1 nie zadowoliło w pełni podopiecznych Mourinho.

Dobra gra bez piłki
W poprzednich Klasykach Real mocno naciskał przeciwników już od samego początku i na ogół dominował w pierwszych dziesięciu minutach. Wtedy to Barcelona niespecjalnie potrafiła utrzymać się przy piłce. Tym razem jednak Królewscy podeszli do meczu z mniej agresywnym nastawieniem i śladem Milanu starali się raczej stosować pressing dopiero w pomocy, aniżeli ostro zaatakować przeciwnika, aby go zdominować – tak było przynajmniej na początku meczu.

Niebezpieczeństwem wynikającym z takiego podejścia było wysokie ustawienie linii defensywnej. Przy pamiętnym blamażu na Camp Nou, kiedy to mecz skończył się wynikiem 5:0, ta taktyka zupełnie się nie sprawdziła i Barcelona rozerwała obronę Realu na strzępy. Lionel Messi wbiegał z głębi boiska i posyłał piłki na boki boiska przez ostatnią linię Królewskich. Jednakże w tym meczu gra w obronie Barcelony przysporzyła przeciwnikom zaskakująco niewiele problemów. Przyczyny takiego stanu rzeczy szukać należy w tym, że wystawianie Andrésa Iniesty i Cesca Fábregasa razem skutecznie osłabia lewą flankę, co frustruje sympatyków Blaugrany.

Po drugiej stronie boiska Pedro Rodríguez oferował swą szybkość i sprytne rajdy, ale ustawiał się przy tym bardzo szeroko, w międzyczasie zaś nie było żadnego zagrożenia dla bramki Realu – tylko raz udało mu się znaleźć za linią defensywną, w drugiej minucie meczu wykreował szansę dla Messiego. Z tymże nawet wtedy musiał sobie najpierw poradzić z Fábio Coentrão.

Gra w pomocy Realu
Pomysł na grę w pomocy również był podobny, przynajmniej w teorii, do tego zaprezentowanego ostatnio przez Milan. Nie chodzi tutaj o ustawienie, Włosi bowiem zagrali w 4-3-3, Real zaś w 4-2-3-1, ale jeśli weźmiemy pod uwagę to, że najgłębiej ustawieni pomocnicy Rossonerich (podobnie jak Chelsea i Celticu) często zapuszczają się do ofensywy, to możliwe, że różnica nie była tak duża.

Kolejnym podobieństwem było radosne pozostawienie przez Real dużej przestrzeni pomiędzy liniami defensywy i pomocy. Wyglądało to jakby byli pewni, że żaden zawodnik Barcelony nie wejdzie w tę strefę bez opieki. Sami Khedira dostał swobodę na stosowaniu nacisku w swojej strefie – generalnie wybierał Fábregasa, Xabi Alonso zaś trzymał się blisko Xaviego Hernándeza, zmuszając go do zagrywania piłek do tyłu.

Messi kilkukrotnie próbował wedrzeć się w tę strefę, czasem z prawej strony, ale Ramos mu na to nie pozwalał, a z pomocą przychodził mu też Varane. Argentyńczyk miał kilka okazji na podjęcie próby indywidualne rajdu, ale ogólnie jego wpływ na mecz był mocno ograniczony.

Ustawianie się Alonso
Alonso zasłużył na duży kredyt zaufania z powodu ostatniego występu. Wielokrotnie miewał problemy w Klasykach, nie mogąc niczego zrobić przy rondowym systemie gry Barcelony. Nie potrafił wpływać na grę zespołu z uwagi na pressing Katalończyków. Jeśli w normalnych warunkach jego gra cechuje się elegancją, to w w Gran Derbi często widzieliśmy tylko strzępy tej gracji.

Tym razem jednak spisał się znakomicie. Wydatnie pomógł w negacji gry dwóch zawodników Barcelony jednocześnie. Z jednej strony sprytnie przemieszczał się przed defensywą, aby zapobiec długim piłkom w kierunku Messiego, ale równocześnie uważał na Xaviego, szybko go dobiegając. Kiedy Hernándeza posłał już piłkę dalej, Alonso cofał się i trzymał blisko Messiego. Ta swoboda w poruszaniu się po pionie wynikała ze wspomnianej wyżej woli Realu, aby zostawić trochę przestrzeni przed defensywą.

By znów wspomnieć 5:0 na Camp Nou, trzeba powiedzieć, że wtedy Alonso miał grać głęboko, a za ściganie Xaviego odpowiedzialny był Özil. Ostatecznie Xavi przedostawał się dalej, a Alonso musiał reagować w ostatniej chwili, Messi z kolei miał więcej swobody. Taktyka z ostatniego meczu, wzbogacona o liczne doświadczenia z pojedynków madrycko-barcelońskich, zadziałała o wiele lepiej.

Równie witalny był Bask w kwestii komunikacji. Warto ponownie przejrzeć pierwsze piętnaście, czy dwadzieścia minut meczu i skoncentrować uwagę wyłącznie na Alonso – nie tylko na jego pozycjonowaniu, ale także na tym, jak nieustannie krzyczał na kolegów z obrony, poprawiając ich zarazem. To było kluczowe, biorąc pod uwagę, że grali tam Varane, który nigdy wcześniej nie wystąpił na Camp Nou i Ramos, co prawda wspaniały obrońca, ale zbyt łatwo dający się wyciągać dalej, czy to Messiemu, czy ogólnie Barcelonie. Alonso zapędził też Xaviego na skraj pola Realu, kiedy padła pierwsza bramka, to idealnie podsumowuje jego dominację w tym starciu.

Boczne pozycje
W bocznych sektorach boiska też wiele się działo. Ángel Di María grał raczej głęboko, podczas gdy Cristiano Ronaldo znajdował się wyżej – w gruncie rzeczy to on był najwyżej ustawionym zawodnikiem Królewskich w meczu. Boki zawsze stanowiły problem dla Realu, ale tym razem zmiana w grze oskrzydlających obrońców Barcelony wyszła mu na korzyść – Jordi Alba jest obecnie zawodnikiem, który częściej angażuje się w grę ofensywną od Dani Alvesa, zaś Di María lepiej potrafi sobie poradzić z zagrożeniem ofensywnym niż Ronaldo. W przeszłości Mourinho bywał zmuszany do rotowania ustawieniem skrzydłowych, pozwalając Argentyńczykowi zająć się Alvesem, ale zmuszając przy tym Ronaldo do opuszczenia ulubionej przez niego pozycji. Obecnie nie jest to już potrzebne.

Pojedynki Ronaldo i Alvesa zawsze były kluczowe w tych meczach. Na początku Brazylijczykowi udało się minąć Ronaldo i wrzucić piłkę, ale nawet wówczas Real nie był tym specjalnie zaniepokojony, w tyle pozostał bowiem dodatkowy obrońca, a przejście do ofensywy Alvesa zmusiło Pedro do gry w środku pola, gdzie zaopiekowali się nim stoperzy.

Kontrataki
To wszystko sprawiło, że Ronaldo mógł napędzać kontry Realu. Barcelona dała mu zbyt wiele okazji do prób jeden na jeden w czasie tychże kontrataków, czasem stawał naprzeciw Alvesa, ale często też mierzył się z którymś ze środkowych obrońców w centralnych strefach boiska. Biorąc pod uwagę to, że Ronaldo bezdyskusyjnie jest najgroźniejszą bronią ofensywną Realu, trzeba zauważyć, że otwarcie Barcelony na jego rajdy było co najmniej dziwne. Oczywiście swoją rolę odegrały też tutaj dobre zawody Higuaína i Özila.

Higuaín nie zagrał wielkiego meczu, ale dobry jak najbardziej tak. Często przesuwał się na prawą stronę boiska, wyciągając tam też stoperów Barcelony. Próbował także rajdów z lewej strony boiska, aby odciągnąć uwagę od Ronaldo. To było coś, co Real robił bardzo sprytnie. W międzyczasie Özil grał niżej niż zwykle, ale nadal wykonywał typowe dla siebie rozsądne ruchy na wskroś boiska. Wkład tej dwójki zaowocował pośrednio rzutem karnym (Lob Özila nad głową Sergio Busquetsa, długie podanie Higuaína obok Puyola do Ronaldo i rajd tego ostatniego). Może i technicznie wyglądało to prosto, ale pokazało, że Real doskonale rozumie, czego potrzebuje, gdy poweźmie już futbolówkę w posiadanie – szybko przerzucić ją przez przeciwników i wykluczyć ich w ten sposób z gry.

Problem Fábregasa i Iniesty
Roura zaryzykował popełnienie tych samych błędów co w meczu z Milanem, wystawiając Fábregasa i Iniestę razem w tych samych rolach jak wtedy. Iniesta pozostał więc bliżej bocznej linii boiska, Fábregas zaś wędrował między pozycjami w środku. Mimo to obaj często stawali sobie na drodze, szczególnie Iniesta nie był w stanie wpływać znacząco na grę, kiedy Cesc zabierał mu miejsce.

Istnieje jeden perfekcyjny przykład na zobrazowanie tej sytuacji. Po dziesięciu minutach Pinto błyskawicznie wyprowadził piłkę, szukając w oddali Iniesty, tak żeby można było wyprowadzić kontrę trzech na trzech. Fábregas rozpoczął tę akcję głębiej, ale po chwili wykonał leniwy, pionowy bieg w tę samą stronę, co jego kolega. Musiał albo rzucić prostopadłą piłkę przez defensywę rywali, albo przesunąć się do boku, żeby stworzyć Inieście miejsce w środku pola (co na pewno uczyniłby Özil). Ostatecznie nie zaoferował niczego, a Iniesta został sfaulowany przez Khedirę.

Podobny problem nigdy nie występował za czasów Guardioli. Ten bowiem stale trenował gierki w „kwadracie”, co zmuszało Barcelonę do efektywnego wykorzystywania przestrzeni – ktoś wchodzi w strefę, ty przesuwasz się gdzie indziej. Zapewniało to zawodnikowi przy piłce wiele opcji do gry, rozciągało grę i defensywę przeciwnika, oraz, co ważne, sprawiało, że zawodnicy Barcelony byli efektywnie rozmieszczeni na placu gry dzięki czemu jej pressing był lepszy. Nie było to unikalne, w wielu aspektach nawet dość podstawowe, ale mądre dysponowanie przestrzenią było kluczowym elementem systemu Guardioli, którego teraz brakuje.

Niesamowite, że wystawianie Fábregasa i Iniesty tak blisko siebie ogranicza Barcelonę. Nie ma już trzeciego pomocnika, który stale pomagałby dominować w środku pola i penetrować linię obronną adwersarzy, do tego rozciągnięcie gry nie jest wystarczające. Álvaro Arbeloa trzymał się blisko Iniesty cały czas, otrzymał co prawda żółta kartkę pod koniec pierwszej połowy, co mogłoby wskazywać na odpuszczenie takiej gry w drugiej odsłonie, tak się jednak nie stało.

Villa był niewymownie wręcz potrzebny na lewej stronie. Frapują słowa Messiego po meczu z Sevillą: „Przy Villi z przodu w drugiej połowie boczni obrońcy Sevilli nie mogli przesuwać się do ataku, to dało mi więcej miejsca”. Argentyńczyk nie zawsze dobrze współpracował z Hiszpanem, ale na pewno był rozczarowany widząc go teraz na ławce rezerwowych.

W drugiej połowie bez zmian
Dziwnym było, że Roura nie dokonał żadnych zmian na lewej stronie przed rozpoczęciem drugiej połowie, jednak można było przewidzieć, że tak się stanie. Nie udało się Blaugranie tworzyć okazji do kąśliwych podań, Real zaś nadal starał się kontratakować. Druga bramka Ronaldo przyszła w 57. minucie także w ten właśnie sposób. Od tego momentu Katalończycy potrzebowali strzelić aż trzy bramki.

Ostatecznie Villa zastąpił Fábregasa, ale Barcelona szybko straciła następną bramkę – tym razem Varane uderzył głową po stałym fragmencie gry. Później Tello zastąpił Pedro na prawej stronie i Barcelona miała już dwóch graczy na boku z dużym zapasem sił, obaj próbowali znaleźć się za defensywą Realu, jednak ten ustawił się jeszcze głębiej.
Tyle że wtedy Barcelona potrzebowała już czterech bramek i remis nie wchodził w grę. Mourinho wykorzystał ten moment i zrobił trzy dość logiczne zmiany, za każdym razem wprowadzając bardziej defensywnego zawodnika niż tego, który opuszczał plac gry. W 89. minucie bramkę strzelił jeszcze Alba, co ważne jest tylko dlatego, że wreszcie udało się wykorzystać jego wejścia z lewej strony boiska.

Wnioski
Warto sobie przypomnieć powody, przez które Barcelona znalazła się w tej sytuacji – pierwszy trener chory na raka i Roura wykonywujący pracę, której nie chciał podjąć, poddany dużej presji i odpowiedzialności bez żadnego uprzedniego ostrzeżenia. Krytykowanie go byłoby trochę niesprawiedliwie, jeśli weźmiemy pod uwagę okoliczności, odpowiedniej będzie powiedzieć, że Barcelonie brakuje po prostu Tito Vilanovy i jego umiejętności do zmieniania oblicza meczu już w jego trakcie, co było widać już w erze Guardioli.

Oczywiście nie wolno niczego odbierać wyczynowi Realu: dobrze bronił za pomocą wysoko ustawionej linii defensywnej i energicznie naciskających pomocników. Alonso pomagał zatrzymać i Messiego, i Xaviego, fantastycznie się przy tym ustawiając. Królewscy, podobnie jak AC Milan, strzelili bramki w najlepszy możliwy sposób przeciw Barcelonie – dwie po kontrataku, jedną po stałym fragmencie gry.

Jak w tym wszystkim ważne jest doświadczenie wywiedzione z gry przeciw Barcelonie? Ta odniosła dwie kluczowe porażki w przeciągu tygodnia przeciw drużynom, które nauczyły się z nią grać, to jest z Milanem, który grał z nią czterokrotnie w ostatnim sezonie, oraz Realem Madryt. Mourinho i Allegri wyciągnęli lekcję z porażek w ostatnim sezonie i korzystają z tego.

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!