Advertisement
Menu
/ Raúl, el futuro

„36 lat minęło, jak jeden dzień!”

Raúl obchodzi dziś swoje urodziny

„Gdy myślę o reprezentacji, myślę o Raúlu”, powiedział tydzień temu Javi Martínez w rozmowie z dziennikarzem Marki, podczas trwającego w Brazylii Pucharu Konfederacji. „Gdy byłem dzieckiem, zawsze był w niej on i strzelał mnóstwo goli. Był nadzieją reprezentacji”.

Rok temu były kapitan Realu Madryt obchodził swoje 35. urodziny w dniu, w którym Hiszpania – pokonując Portugalię – zakwalifikowała się do finału EURO 2012. W tym roku świętuje w równie ciekawych okolicznościach. Jeśli Ramos i spółka pokonają dziś w Brazylii Włochów, to już w niedzielę La Roja zagra z Canarinhos o czwarty w przeciągu ostatnich pięciu lat tytuł. Raúl zaś, pomimo iż nie stanowi już jej części, zapewne nie wyobraża sobie lepszego prezentu urodzinowego, niż właśnie ten. A zatem: ĄA por la final! Tymczasem…


„Pamiętaj, jesteś z Atleti”

Tydzień, w którym Raúl po raz pierwszy zagrał z pierwszą drużyną Realu Madryt przed własną publicznością – 5 listopada 1994 roku w meczu przeciw Atlético, po debiucie tydzień wcześniej w Saragossie – był dla niego pełen wrażeń. 17-letni wówczas Raúl zamienił buty marki Lotto, w których debiutował w Realu spotkaniem z Saragossą, na Reeboki, i robił co tylko mógł, by jak najlepiej przygotować się do starcia z Atleti. Znalazł nawet czas na to, by porozmawiać na antenie jednej ze stacji radiowych z Jesúsem Gilem. Gil, ówczesny prezes Atlético Madryt, powiedział mu: „Ty jesteś z Atleti, tu narodziłeś się jako piłkarz i któregoś dnia do nas wrócisz”. Raúl nie odpowiedział. Spojrzał tylko na prezesa tak, jakby chciał przypomnieć mu, że stadion Vicente Calderon ma już zdecydowanie daleko za sobą…

Wówczas, pod koniec roku 1994, młody Raúl – który niewiele wcześniej, z szacunku, bał się spoglądać zawodnikom pierwszego zespołu w oczy – powoli przyzwyczajał się do funkcjonowania wśród swoich starszych kolegów. Oswoił się z tym do tego stopnia, że nabierał coraz większej odwagi do tego, by regularnie dokazywać im na coraz to kolejnych treningach.

Jeśli istnieje coś, czego nie lubią weterani, to bez wątpienia są to sytuacje, w których o wiele młodsi zawodnicy okazują się wystarczająco odważni, by ogrywać ich tak, że piłka kończy przelatując ostatecznie pomiędzy ich nogami. Chendo, jeden z zawodników, którzy wspierali Raúla najbardziej, ostrzegał go od samego początku po tym, gdy 17-latek pokonał go w taki właśnie sposób. „Młody, nie przesadzaj zbyt mocno, dopiero się tu pojawiłeś…”. Butragueńo ostrzegał go przed tym samym jeszcze wcześniej, jednak nie ze względu na ryzyko związane z reakcją starszych kolegów – lecz to związane z jego zdrowiem.



5 listopada 1994. Raúl debiutuje w składzie pierwszego zespołu Realu Madryt przed publicznością na Santiago Bernabéu i strzela dla Królewskich swojego pierwszego gola


Niedziela bez futbolu?! Nie, dziękuję.

Raúl, który kilka miesięcy wcześniej ukończył 17 lat, był w wieku, w którym wciąż rósł, przez co był mocno narażony na wszelkiego rodzaju dziecięce patologie. Ińaki Olaya, fizjoterapeuta Realu Madryt, od początku był tym, który miał jego pełne zaufanie. Raúl miał świetne relacje ze wszystkimi specjalistami ze sztabu medycznego Królewskich, ale to w rękach Olayi leżały jego nogi – dosłownie. Raúl starał się, by nikt inny ich nie dotykał, ani też nie pracował z nim, gdy doznawał jakichkolwiek urazów. Jedynym wyjątkiem był Tico, fizjoterapeuta reprezentacji Hiszpanii U-21, ale tylko Olaya zajmował się Raúlem wtedy, gdy ten nie przebywał na zgrupowaniu kadry. To także było jedno z zaleceń El Buitre: „Dobrze jest, gdy zajmuje się tobą zawsze ta sama osoba. Nie tylko ze względów czysto fizycznych, ale również ze względu na więź emocjonalną. Pełne porozumienie z fizjoterapeutą jest kwestią podstawową”.

Ińaki Olaya znał mięśnie Raúla na pamięć. Zgadł nawet, jakich doznał wcześniej kontuzji, do czego wystarczyło mu kilka rzutów okiem na to, w jaki sposób chodził. Nieustanne chęci El Nene, by grać – tak nazywał go Rafael Alkorta – były tak wielkie, że Ińaki musiał nakazywać mu, by nieco zwolnił. „Raúl nie potrafi nawet wyobrazić sobie kontuzji, chce być tam, gdzie powinien – na boisku – w każdy weekend. Nigdy nie widziałem podobnego zawodnika. Może ominąć przez kontuzję trening, ale nie rozumie, co to niedziela bez piłki. W któryś czwartek powiedział mi, że bolał go «troszkę» jeden z mięśni. Gdy to usłyszałem, wystraszyłem się, bo z reguły Raúl nigdy nie narzekał. Ale jak miał nie odczuwać «delikatnego» bólu, skoro miał stłuczenie większe, niż niemalże cała jego noga!”.

Ińaki potwierdza, że w ciągu dwóch lat Raúl urósł całe trzy centymetry i żartuje, że najwięcej przybyło mu po meczu w Pradze, gdy dzięki jego dwóm golom Hiszpania zakwalifikowała się na Igrzyska Olimpijskie w Atlancie. „Przynajmniej jeden centymetr za każdego gola”.

Gdy zaczął grać z pierwszą drużyną, Raúl miał problemy z lędźwiami. Jego budowa była bardzo delikatna. Przede wszystkim zwracały uwagę jego nieco wygięte ku zewnątrz łydki, ale także to, co wykryli lekarze klubu, Miguel Ángel Herrador i José Martínez: jedno z jego bioder znajdowało się wyżej, niż drugie. Lekarz Martínez rozwiązał jego problem. Wkładka w prawym bucie skorygowała wadę, która – według specjalistów – spowodowana była tym, że Raúl wciąż rósł. Wszystko zostało jednak zdiagnozowane na czas, m.in. dzięki temu, co zalecał Raúlowi Butragueńo. Młody zawodnik stosował się do wszystkich jego rad aż do tego stopnia, że zgodnie z zaleceniem Buitre postanowił spróbować jogi, choć nie było to zupełnie w jego stylu.

Pamiętnik Raúla, 15 kwietnia 1995

Katar to nuda. Cieszę się na samą myśl o grze na mistrzostwach świata z przyjaciółmi takimi jak De la Peńa, ale nie można przecież cały czas rozmawiać o turnieju, o turnieju i znowu o turnieju. Bardzo mnie to denerwuje i widzę, że nie jestem z tym sam, bo większość odbiera to tak samo. Mijają dni i tylko gra w karty pomagają nam w tym, żeby choć na chwilę przestać myśleć o piłce.

To wszystko trwa zbyt długo. Wiem, że są setki dzieciaków, które chciałyby być na moim miejscu, ale tak to odbieram. Pierwszy raz znajduję się w miejscu tak innym, tak dziwnym. Dallas też się różniło, ale Katar przechodzi już wszystko. Ciągle widzę pałace i samochody, które zdają się pochodzić z innej planety, ale zastanawiam się: gdzie są ludzie, co robią…? Nie widzę nikogo, kto sprawiałby wrażenie zabawnego. Chyba nic ich nie cieszy. Nie ma pubów ani sklepów, nie ma nawet miejsc, do których można byłoby pójść na spacer. Widziałem zaledwie jednego McDonald’sa… Chciałbym zobaczyć, co robiliby w Hiszpanii. Pewnie piliby piwo, chodzili na walki byków albo mecze, oglądali flamenco. Nawet nie wyobrażają sobie, co tracą.

Katar był straszny, ale Mundial był tego warty. Wyeliminowała nas Argentyna, wyeliminował nas mistrz świata.




1996. Igrzyska Olimpijskie w Atlancie


Bracia bliźniacy

Héroes del Silencio czy Bruce Springsteen – oto jest pytanie. W muzyce kwestia ta była tak poważna, jak Real vs. Barcelona, gdy mowa o piłce nożnej. Zawsze wtedy, gdy Raúl był powoływany przez reprezentację Hiszpanii U-21, droczył się o to z zawodnikiem Barcelony, Ivanem De la Peńą. Raúl wolał Héroesów. „Śpiewał ich piosenki pod prysznicem, choć na tym nie poprzestał: zaczął też do nich tańczyć…”, wspominał De la Peńa.

Przyjaźń oznacza między innymi to, że jedno myśli o drugim niemalże na głos, i to właśnie robił Iván, gdy myślał o Raúlu. Skrajnie różne barwy, inne okoliczności, które ich otaczały, a także sam futbol pomogły tylko w tym, by obaj mocno się zaprzyjaźnili. „To był zbieg okoliczności. Poznaliśmy się w drodze do Kataru, nigdy wcześniej z nim nie rozmawiałem. Nie mieliśmy nawet wspólnych znajomych. Po krótkim czasie jednak wydawało się, jakbyśmy byli braćmi bliźniakami. To, co od samego początku podobało mi się w nim najbardziej, to fakt, że zawsze mówił to, co myśli – bez względu na to, gdzie się znajdował i kto go słuchał. Raúl nie owija w bawełnę”, podsumował De la Peńa.

Katar połączył ich do tego stopnia, że – jak powiedział De la Peńa, „bez owijania w bawełnę” – Raúl próbował przekonać go, by zagrali razem w Realu pod bacznym okiem Valdano. „Zawsze pojawia się ten temat, abyśmy grali kiedyś w jednej drużynie. Póki co trzeba cieszyć się tym, że dzieje się tak w reprezentacji”.

De la Peńa nie zaprzecza, że taki bieg wydarzeń mógł zmienić historię nie tylko obu zawodników, ale i historię dwóch najważniejszych klubów w historii hiszpańskiej piłki. „Jeśli mam być szczery, to o wiele poważniejsze były pogłoski o mojej możliwej grze w Realu, niż jego w Barcelonie. Co powiedział mi Raúl, kiedy zasugerowałem, żeby przyszedł do Barçy? Uśmiechnął się i zrobił tą swoją charakterystyczną minę, jak wtedy, gdy chce powiedzieć: «No już, nawet nie zaczynaj robić sobie znowu jaj». I ja go rozumiem: jest na drodze do tego, by stać się legendą. Dla kibiców i ludzi w klubie już teraz jest następcą Butragueńo”.

Przyjaźń ponad wszystko

„Pewnie nie będę oryginalny, ale jego osobowość była pierwszą rzeczą, która zrobiła na mnie wrażenie: osobowość do gry, do wygrywania, do motywowania samego siebie. Pamiętam, że podczas turnieju w Katarze zawsze mówił to samo: stawał przede mną i powtarzał z argentyńskim akcentem: «Jorge, ten medal jest dla pana». To był jego sposób na podbudowanie swojej własnej motywacji. Bardzo chciał podarować Valdano złoty medal mistrzostw świata. Ten człowiek jest dla niego kimś wyjątkowym. Do tego stopnia, że w jego sposobie mówienia coraz częściej pojawiały się typowo argentyńskie słowa…”.



1994. Raúl, Cappa i Valdano


De la Peńa długo musiał zastanawiać się, gdy został zapytany o najsłabszy moment, jaki pamięta w odniesieniu do początków kariery Raúla. „Świat mu się zawalił, gdy w Katarze przegraliśmy w półfinale, właśnie w spotkaniu przeciw Argentynie. Choć prawda jest taka, że całej drużynie zawalił się on o wiele wcześniej”.

Jedną z rzeczy, które Iván lubi w Raúlu najbardziej, jest obojętność na to, co mówią czy myślą inni. „Jak możesz przyjaźnić się z tym łysolem?” – zdarzali się pytać odważniejsi kibice. Odpowiedź zazwyczaj była niewerbalna: Raúl przybierał najgroźniejszą minę z możliwych i gdyby okazało się to konieczne, pewnie nie bałby posunąć się do rękoczynów, byle tylko dać jasno do zrozumienia tym, którzy jeszcze tego nie rozumieli, jaki jest jego punkt widzenia w tej kwestii: „Wszystkie sprzeczki na linii Real – Barcelona mają jeden cel: kłócenie ludzi i zwiększanie zysków. W Hiszpanii zdaje się to być kolejnym sportem narodowym, zaraz obok zazdrości”.

„Police! Police! Poliiiice!”

Pomimo niemalże bezwarunkowego uwielbienia, jakim wzajemnie darzą się obaj zawodnicy, istnieje coś, czego De la Peńa w Raúlu nie lubił. Były to momenty, kiedy – czasami bez większego zastanowienia – zaczynał mówić bez ogródek o rzeczach, które De la Peńa wolał, aby pozostały między nimi. Przykładem jest sytuacja, która miała miejsce 5 lutego 1996 roku podczas seminarium hiszpańskiego Komitetu Olimpijskiego. Raúl zaczął wówczas opowiadać historię, którą przeżyli w Katarze, a De la Peńa robił co mógł, żeby przerwać jego wypowiedź.

„Wszystko zdarzyło się po przegranej z Argentyną. Byliśmy załamani i dostaliśmy pozwolenie na wyjście z hotelu. Był już późny wieczór, więc poszedłem z Ivánem do McDonald’sa, aby napić się Coca-Coli. Po drodze podjechał do nas samochód – jedno z tych czarnych aut, jakie można zobaczyć w filmach. W środku siedziało dwóch facetów – tak przynajmniej nam się wydawało. Jechali za nami, jednocześnie rozmawiając do nas po arabsku czy katarsku… nie mam pojęcia! Nie rozumieliśmy nic, aż do momentu, gdy do komunikacji zaczęli używać gestów. I nagle zrozumieliśmy wszystko: chcieli nas poderwać!! Zaczęliśmy biec jak szaleni, bo myśleliśmy, że może chcieli nas porwać. Jako że Iván dobrze zna angielski, nie wpadł na lepszy pomysł niż ten, by zacząć krzyczeć: «Police! Police! Poliiiice!» Uspokoiliśmy się dopiero wtedy, gdy dotarliśmy do pokoju, który dzieliliśmy w hotelu. Nawet w hotelowym holu baliśmy się, że coś może nam się jeszcze stać”, wspomina Raúl.



Sezon 1996-97


„Możesz przestać się błaźnić?!”

Narzeczone Raúla i De la Peńii jeszcze wówczas nie znały się, „bo jakoś nie było okazji”. Obie były jednak kolejnym powodem do sprzeczek: żaden z obu zawodników nie chciał przyznać, który z nich dłużej rozmawia przez telefon, gdy przebywają poza domem. Rachunki były tak wysokie, że Telefónica (jedna z hiszpańskich telefonii komórkowych) powinna postawić im kiedyś pomnik jako dwóm wielkim akcjonariuszom firmy.

Rywalizacja między dwoma przyjaciółmi istnieje również na boisku. Sekundy po tym, gdy w meczu w Pradze padła bramka zapewniająca Hiszpanii udział w Igrzyskach Olimpijskich w Atlancie w 1996 roku, Raúl niemalże zmieszał z błotem sędziego za jego decyzję przy jednym z zagrań. „Co tobie?! Możesz się uspokoić i zamknąć buzię? Nie rozumiesz, że jesteśmy już w Atlancie, w Orlando, w Disneylandzie…? Możesz przestać się błaźnić i się zamknąć?” – uwaga De la Peńii w stronę Raula brzmiała jak rozkaz. Ten zareagował natychmiast: zaczął śmiać się tak, że nie mógł przestać. Scena została zarejestrowana przez kamery telewizyjne i stanowi kolejny przykład na to, jak bezwarunkowa była ich przyjaźń. Zwracali się do siebie per crack. Kto zatem mógł im zwrócić jakąkolwiek uwagę, poza tym, gdy jeden zwracał ją drugiemu?

ĄFeliz cumpleańos, crack!

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!