Advertisement
Menu
/ marca.com

Podróż Di Maríi z piekła do nieba

Argentyńczyk udowadnia, że warto było zostać w Realu

Ostatniego dnia okienka transferowego, gdy Ancelotti postanowił puścić Özila do Arsenalu, były szkoleniowiec PSG marzył o takiej nocy jak ta środowa. Marzył o aktywnym i zaangażowanym w grę Di Maríi. Wyróżniającym się wkładanym wysiłkiem i umiejętnościami. Włoch i Argentyńczyk dali sobie szansę i na tę chwilę obaj wychodzą z tej decyzji zwycięsko. Ángel grał o wielką stawkę. Postanowił zostać w Madrycie, mimo iż wiedział, że jego rywalem o miejsce w składzie miał być Gareth Bale, bohater jednego z najgłośniejszych transferów ostatnich lat.

Jego sprinty, wytrwałość i oczywiście gol na Mestalla sprawiły, że kibice Królewskich po raz kolejny mogli zacząć rozpływać się nad grą skrzydłowego. Ci sami kibice jeszcze jakiś czas temu gwizdali na Argentyńczyka za słabe występy i niestosowne zachowania. Pamięć w futbolu jest jednak dość plastyczna i to, co stało się przed chwilą jest dużo ważniejsze od tego, co było wczoraj.

Puchary Di Maríi
Ángel w środę po raz drugi miał okazję zagrać w finale Copa del Rey na Mestalla. W 2011 roku zaliczył asystę przy decydującej bramce Cristiano Ronaldo, natomiast w tym sezonie strzelił pierwszego gola meczu. El Fideo stał się bohaterem dla całego madridismo.

Cztery gole
Jeszcze niedawno, po słynnym „poprawianiu sobie” nikt nie pomyślałby, że sytuacja może zmienić się o 180 stopni w tak krótkim czasie. Di María po raz kolejny znalazł się w nieciekawym położeniu, jednak Ancelotti dał mu kolejną szansę i... znowu okazało się to strzałem w dziesiątkę.

Od „poprawiania sobie” minęło sto dni. Dziwnym zbiegiem okoliczności pierwszym dobrym spotkaniem Di Maríi po tamtym kontrowersyjnym zajściu był mecz w Pucharze Króla przeciwko Osasunie, w którym Argentyńczyk przypieczętował awans Królewskich do kolejnej fazy rozgrywek.

W sumie Ángel trafił do siatki cztery razy – raz w jednej szesnastej, raz w jednej ósmej, następnie w półfinale, natomiast ostatniego gola zdobył w wielkim finale. Były gracz Benfiki brał na siebie ciężar w momentach, gdy drużyna najbardziej tego potrzebowała. Tak było chociażby w pierwszym meczu jednej drugiej przeciwko Atlético, gdzie świetna postawa skrzydłowego praktycznie przesądziła o losach rywalizacji.

Krople złotego potu
Nagranie z występu Di Maríi w finale obiegło wczoraj biura ośrodków szkoleniowych w całej Europie. Włodarze niejednej drużyny z pewnością żałują teraz, że nie działali w zdecydowany sposób w celu zakontraktowania El Fideo, który nie kosztowałby aż tak dużo, ponieważ, jak się wydawało, był skłócony z działaczami i był już praktycznie jedną nogą poza Madrytem.

Jego dobre występy sprawiły, że zmieniła się zarówno jego wartość rynkowa, jak i sposób postrzegania przez madridistas. O ile wcześniej kibice głośno domagali się, by sprzedać Argentyńczyka, teraz niejeden nie wyobraża sobie bez niego zespołu.

Ofert z pewnością nie będzie brakować. Real Madryt jednak z pewnością nie sprzeda Di Maríi za kwotę, jakiej żądałby jeszcze minionego lata. Ángel został, wygrał, a efekty tego są widoczne gołym okiem.

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!